czwartek, 30 stycznia 2014

Szok startowy

Zaczęłam kolejny obrazek z serii. Po długim czasie haftowania na 14-tce, przejście na kanwę 46/10 powoduje wrażenie jakby oczka tej drugiej były olbrzymie. Nie o tym jednak miało być... Zawsze gdy zaczynam obrazek, którego nie da się wyszyć w dzień, dwa lub tydzień dopada mnie szok startowy. Zakładam kanwę na tamborek, robię parę krzyżyków i dopada mnie wrażenie beznadziei, tyle godzin haftuję a tu prawie nic, kiedy to zrobię, ile to będzie trwało, jejku, jejku, jejku. Tym razem złapało mnie w tym miejscu.


Nie piszę jednak posta by pokazać parę pasków. Obecny stan obrazeczka przedstawia się tak:




niedziela, 26 stycznia 2014

Jajo - rozwinięcie - relacja z haftowania :)

W ostatnim tygodniu nie miałam zbyt wiele czasu na haft, także nie udało mi się zrealizować planu i skończyć jaja.
Dzień drugi haftowania.

Dzień trzeci i koniec pierwszej nitki.


Dzień czwarty - postanowiłam dokończyć cztery dolne gałęzie.


Dzień piąty.






Dzień szósty - niewiele.





Dzień siódmy - do końca drugiej nitki. Jajo zwycięskie - gałęzie uniesione w górę.



Niestety trzeciej nitki nie posiadam, więc dzisiaj, choć by mogło, więcej nie powstanie.

niedziela, 19 stycznia 2014

Jajo - prolog

Postanowiłam wziąć udział w salu Wielkanocnym, gdyż uważam, że w każdym domu powinny być jaja, przynajmniej dwa ;). Prawda jest jednak taka, że po dwóch bożonarodzeniowych obrazkach, przydały by się dla równowagi dwa wielkanocne.
Na sal wybrano wzór, nad którym, co wiedziałam od początku, będę się wściekać, bo co chwilę zakończanie i rozpoczynanie. Cóż jednak mus nie łaska, a poza tym łatwiej się wziąć za robotę jak ktoś wymaga, nawet teoretycznie, żeby było zrobione.
Mój dotychczasowy fragment jaja wygląda jak sztuka nowoczesna i mogłaby sobie w takiej okrągłej oprawie wisieć na ścianie.






Dodatkowo zrobiłam pralinki z kaszy jaglanej i suszonych daktyli. Przepis TU .
Suszone daktyle same w sobie są fajną przekąską, przy zakupie jednak należy sprawdzić (podobnie jak wszystkie inne suszone owoce) czy nie były poddane procesowi siarkowania, lub czy nie są konserwowane innym świństwem.


piątek, 17 stycznia 2014

Uuuuuuuuuuuf koniec...

Wreszcie udało mi skończyć Mikołaja z reniferem. Wszyscy troje jesteśmy wymęczeni. Z tym, że oni mają teraz prawie rok na odmaczanie odcisków a ja nie(bo nie mam odcisków). Miałam nadzieję, że jak skończę Mikołaja to renifer pójdzie siłą rozpędu, niestety nic takiego nie nastąpiło.
Opowieść z haftowania. Pierwszy raz wyszywałam cały obrazek mulinami DMC. Na początku strasznie, ale to straszliwie mi się plątały, zastanawiałam się, jak możecie tego używać i Was szlag nie trafi. Odpowiedź przyszła po świętach, kiedy przestałam się spieszyć, bo już było wiadomo, że na święta nie zdążę i nici magicznym sposobem przestały się plątać. Oczywiście od czasu do czasu coś tam się zdarzyło, ale już raczej w ilościach standardowych.
Trochę zmieniłam, z własnej inwencji twórczej, kolor renifera, miała być o jakieś dwa, trzy tony jaśniejszy co powodowało, że właściwie był to kolor beżowo-żółtawy i mimo konturu za bardzo zlewałby mi się z ławką, postawiłam więc na kolor, który przewidziano na jego rogi i kopytko. Co z kolei spowodowało dodatkową wycieczkę do pasmanterii celem doboru koloru. Eskapada została nagrodzona, pani powiedziała, że widziała tylko u jeszcze jednej osoby tak ładny styl haftowania (nie mam pojęcia co w tej dziedzinie można zrobić inaczej, może tak tylko powiedziała, żeby było miło więc oczywiście było). Pani dobrała kolorek. Reniferek jest zatem pierniczkowy z noskiem z gorzkiej czekolady, z rogami i kopytkiem z czekolady mlecznej i  różowym lukrem na klacie. Taki reniferek do schrupania.
 Obrazek wielki może nie jest ale ma około 29 x 32 cm, muliny DMC, kanwa 14-tka.




Co ciekawe obrazek był przewidziany na muliny Anchor użyłam dwóch różnych przeliczników i każdy pokazał mi inny wynik, żaden kolor się nie pokrył.


Ciekawostka końcowa zakwitł mi kaktus typu grudnik (w styczniu, w zeszłym roku nie kwitł w ogóle, chyba za ciepło mu było) pieszczotliwie zwany Schlumbergerą, a że kwitnące kaktusy przynoszą szczęście to liczę na niego.[Nawet nie wiecie jak trudno jest kupić, przynajmniej u mnie, niebieską doniczkę:)]

W końcu czyli dzisiaj dotarł do mnie śnieg, ale że nie jest bardzo zimo, to jest całkiem przyjemnie.
Pozdrawiam wszystkie nowe Obserwatorki, osobno pozdrawiam te starsze, żeby nieczuły się niedoceniane.
Czas więc zabrać się za jajo. ;p

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Takie nowe pisemko

"Mollie potrafi"
A teraz wszystkie, które jeszcze przed tygodniem nie wiedziały, że takie czasopismo istnieje na rynku polskim mogą się spokojnie do tego przyznać. Mollie numer 1 styczniowo-lutowy  najprawdopodobniej pojawił się w kioskach w grudniu, ale gdyby nie Krysztally, nie wiedziałabym, że w ogóle jest. Główna bohaterka ponoć jest kreatywna, zaradna, oryginalna, i zręczna tak przynajmniej informuje na okładce, gdyby ktoś się nie domyślił. Przejdźmy jednak do wnętrzności.


Na początek Mollie informuje nas, że modny jest metaliczny połysk wobec czego naszyjmy sobie cekiny na łokcie zwyczajnej bluzki, a stanie się niezwyczajna. Pomysł niby fajny, i na pewno modny, tylko durnawy, gdyż o cekiny trzeba dbać, bo się szybko wycierają, a na łokciach raczej nie będą miały łatwego życia.  Następnie pojawiają się bombeczki z filcu, zawsze mi się takie podobały, ale w styczniu to już po ptakach. Dalej robione na drutach mitenki i  szydełkowe gwiazdki, wolałabym schemat niż opis ale... Potem co zrobić z klatką na ptaszki,  obrazek, który Krysztally postanowiła sobie powiesić na ścianie (najistotniejszy szczegół dostrzegłam dopiero po chwili)szydełkowa laleczka -potworek (fajna), o tym jak mężczyźnie zrobić muszkę oraz szydełkowy pokrowiec na tablet w niemęskich kolorach, filcowa torebeczka dla dziewczynki w formie aparatu fotograficznego(fajne), wałek do robienia wzroków na dużej połaci. Kolejny fajny projekt to princeska z kotkiem i czapka futerkowa dla dzieci, jednakże na zdjęciach pokazana jest również princeska-lisek, która moim zdaniem jest ciekawsza a wykroju na nią brak. Dalej jak z trzech swetrów zrobić jeden, to aż trzeba o tym w czasopiśmie, jak ktoś takie rzeczy lubi nie mam nic przeciwko. Następnie Mollie nauczy nas jak przyszyć koraliki lub cekiny do kołnierzyka, ewentualnie jak pomalować go(kołnierzyk) w serduszka. Potem jak zrobić wielkie serce z szydełkowych kwadratów, jak uszyć amerykański quilt, jak wykonać na drutach pokrycie na tarczę zegara. Dochodzimy do instrukcji wykonania filcowego kwiata, jakie były u nas modne parę lat temu, z tym że ten ma jakiś nie szczególnie odpowiadający mi środek. Kwiat jest ozdobnikiem do  malowanej torby. Narzuta ponoć "dla poprawy nastroju" - w kwiaty dalii z efektem ombre, jeden z lepszych pomysłów Mollie. Jak stary abażur pokryć nowym materiałem. Wreszcie konik Dala. Niestety też bez zachwytów. Jeśli chcecie fajnego konika choć nie Dala, kupcie Wenę, tam całkiem fajny konik, dodatkowo produkcji naszej koleżanki blogerki. W końcu pomysł na plecak, przydatny, ale bez zachwytów, oraz porady jak obszywać lamówką i jeszcze wykroje w większości do powiększenia i możemy odetchnąć.  Zauważam również, że w kolejnym numerze będzie dwugłowa lalka i koniec.

Moim zdaniem atak na nowy rynek powinien podlegać hitchcokowskiej zasadzie robienia filmów. "Powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć". Nic takiego nie zaszło. "Mollie" wywołuje u mnie jedynie uczucie źle wydanych pieniędzy (Wena i Inspiracje mają w bieżących numerach świetne pomysły). Owszem parę pomysłów mi się podobało, wszystkie jednak dla dzieci, dodatkowo bardziej dla dziewczynek, dzieci nie posiadam, a koleżanki mają chłopców. Ups.

Poczytałam trochę "Mollie" i dowiedziałam się, że "ujawnia ona zazdrośnie strzeżone tajemnice know-how i pomysły twórcze"  być może ale chyba nie w tym numerze, bez komentarza pozostawię odkrycie Krysztally, że owe tajemnice i pomysły twórcze pochodzą z "najróżniejszych zakątków Anglii i Europy".
W piśmie pojawiają się notki o twórczyniach i adresach gdzie można oglądać ich dzieła a także notki z jakich wydawnictw książkowych (brytyjskich) pochodzą pomysły, o ile te pierwsze mogą być przydatne, to te drugie raczej o nie powiem o co rozbić,  a świadczy to o najbanalniejszym przedruku treści z wersji anglojęzycznej. Do tego dowiedziałam się, że mogę sobie kupić wkładkę do abażuru w sklepie z artykułami rękodzielniczymi niestety nie podano w którym, może i lepiej bo bym się znowu zdziwiła.
Kolejnym minusem jest to, że co prawda wzory na kształty bombek znajdują się w części wykrojów, ale już wykrojów na ich ozdabianie brak.

Jedyne co w tej gazetce podoba mi się bardzo to zdjęcie dziewczynki stylizowanej na Belle (z rysuneczków Belle & Boo), ale to chyba trochę za mało. Nieprawdaż "Mollie"?

Cóż może trzeba dać jej szansę, może będzie się dopiero rozwijać.  Na pewno warto przejrzeć. Z pewnością, wiele osób znajdzie coś dla siebie. Zobaczymy w kolejnych numerach.

czwartek, 9 stycznia 2014

Odsłona nr 2

Czasami zdarza się, że człowieka olśni, dziś mi się to zdarzyło. Okazało się, że mam źle wpisany adres mailowy, także jeśli ktoś w przeszłości pisał do mnie listy miłosne a nie odpisałam, to bardziej dlatego, że... byłam zajęta krojem cebuli. Kara za roztrzepanie przyszła niewiarygodnie szybko. Akurat skończy mi się nici, do mojej ulubionej pasmanterii jakoś mi nie po drodze, ale inna(pasmanteria)się na niej (drodze) i owszem znalazła. Żeby się nie pomylić kupuję, czarny, klasyk czerwony i biały blanc. Czarny, czerwony, biały, nic trudnego. Wracam do domu, patrzę a ten mój nowy biały, nie całkiem taki biały jak poprzedni biały. Właściwie bielszy odcień bieli. Metka mi na to B5200. No kurcze... Wyraźnie mówiłam, że blanc.
Pomyślałam, że może źle nie będzie, wyszyje się nim futerko mikołajowego płaszcza i ok, ale nie będzie tak, dotarło do mnie, że jak na płaszczu będzie jaśniej to na brodzie ciemniej(taki prosty wniosek), czyli że Mikołaj fleja i brudas, jak żona płaszczyk wyprała to biel po oczach bije, a broda nie czyszczona, nie prana i inne nie... Słowem klops. Trzeba będzie jednak ulubioną pasmanterię odwiedzić.

Od poprzedniej odsłony obrazka trochę przybyło, choć do końca wciąż jeszcze spory kawałek.
Broda wyszyta, jak to mówi moja koleżanka: białe też trzeba wyhaftować. Najgorzej jednak było z jaśniejszym różem na główce, no jakoś tak nie miałam ochoty, ale dzielnie wymęczyłam.



Teraz dla rozrywki, żeby trochę dziwnie było, zdjęcie torebki po cukrze.


Jakieś reminiscencje?


Dziękuję za uwagę, piosenki o psach można posłuchać na drugim moim kanale. :D Stop.