czwartek, 6 grudnia 2012

Choinki giganty...

Z racji tego, a nie innego, postanowiłam sobie nieco twórczo odpuścić listopad. Aż tu nagle i niespodziewanie nadszedł grudzień i należałoby trochę potworzyć, zainteresowani twierdzą, że dłubać korale bo są potrzebne, zatem chwilowo zawieszam produkcje makramowe, przerzucając się na produkcje naświętapotrzebne. Zanim jednak święta... nadeszły Mikołajki... a zanim nadeszły, wpadłam na równie genialny co radosny pomysł na kolczyki. Ba, skoro wpadłam, postanowiłam zrealizować. I się zaczęło...
Na początku okazało się, że wycięcie z filcu takich gigantycznych rozmiarów choinki nie jest wcale łatwe... może jakby mieć stosowny dziurkacz, było by lepiej, ale takiego nie będę nabywać w celu stworzenia jednej pary kolczyków. Choineczki zatem będą imitować zielone trójkąty, potem przyszło dłubanie łańcuchów połączone z przyszywaniem bombek, po którym okazało się, że bombeczki jednego zestawu kolorystycznego przyszyłam na trójkącikach zaplanowanych na jeden kolczyk. Hmmm... a było to tak.

Jak się strzeliło głupotę na początku, to potem trzeba było to zeszyć i dociąć, żeby pasowało. Szycie do najprostszych nie należało i pieńki odpadały, także powiedzmy sobie szczerze, szłu nie ma.

Potem przyszedł czas na dodatnie czubka połączone z dodaniem kółka zawieszkowego, żeby gdzieś można było to zawiesić...
Teraz sprawdzimy ile te giganty mają wzrostu...
Łał, z kółeczkiem, całe 3,5cm, bez kółka 3cm. Wielkoludy, znaczy wielkochoiny.
Na koniec zawiesimy je na czymś...

I po tych mękach, jak mi adresatka tego wyrobu, powie, że zwariowałam, że jest za stara, że wiochę jej robię... to się regularnie załamię i to przed świętami. ;p.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz