piątek, 1 lutego 2013

Sowy zielone...

    Jak to mówią starożytni: idzie luty podkuj buty.A tu przyszedł nowy miesiąc jakoś tak słonecznie śnieg stopniał nawet wichura odeszła, słowem najwidoczniej idzie na lepsze. Skoro tak, postanowiłam poświęcić ten miesiąc na prezentację makramowych sówek, kwiatków i motyli, gdyż zawsze chciałam sobie takie choćby na próbę porobić ale dotychczas jakoś nie miałam sposobności.
   Na pierwszy ogień idą sówki.Tu pojawia się problem czy to aby na pewno są sowy, mama stwierdziła że to kijanki natomiast wśród znajomych najłagodniejsza opinia głosiła, iż owszem są to sowy ale po przejściach, gdyż takie jakieś chude i bez dziobów. Co do tuszy wersje mam dwie, wiadomo winny się tłumaczy, pierwsza głosi, że owszem są chude, ale zima się kończy więc z nagromadzonego jesienią tłuszczyku niewiele zostało. Druga zaś wersja jest taka, sowy są zielone... pewnie miały zatrucie pokarmowe ;p, to i wychudły i zzieleniały. Co zaś się tyczy dziobów, muszę napisać, że niezbadane są wyroki... ;p
Uff, a teraz już wspomniane wyżej...







2 komentarze:

  1. Zdecydowanie mają w sobie coś sowiego, pewnie przez te oczy!
    Dziękuję za wizytę i pozdrawiam!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. Również dziękuję za wizytę. Pozdrawiam J

    OdpowiedzUsuń